Po blisko dwutygodniowym zawieszeniu ruchu granicznego między Polską a Białorusią, od północy ze środy na czwartek (24/25 września) granica ma zostać ponownie otwarta. Decyzję zapowiedział premier Donald Tusk, a odpowiednie rozporządzenie podpisał minister spraw wewnętrznych Marcin Kierwiński.
Pociagi towarowe na torach stacji Terespol. Fot. Bartosz Woloszko / PKP PLK
Polityka kontra logistyka
Zamknięcie granicy 12 września miało wymiar bezpieczeństwa — w tle były manewry wojskowe Zapad-2025 i ryzyko prowokacji. Politycy mówili o konieczności ochrony państwa, branża o kosztach, które rosły z każdym dniem. Na torach stanęły pociągi, a terminale przeładunkowe świeciły pustkami.
Rząd wytrzymał presję niespełna dwa tygodnie. W końcu zwyciężył argument ekonomiczny. Premier Donald Tusk przyznał wprost, że transport — w tym kolejowy — był jednym z głównych czynników, które przesądziły o decyzji.
Kolej towarowa w potrzasku
Na wschodnich przejściach granicznych kolej stała się ofiarą politycznej decyzji. Z dnia na dzień zerwano łańcuchy dostaw, przewozy intermodalne w kierunku Białorusi i dalej na Wschód zostały wstrzymane. Operatorzy, tacy jak PKP Cargo Connect, zmuszeni byli odwoływać kursy i tracić kontrakty.
Dla przewoźników liczy się każda doba. Na szerokim torze po stronie białoruskiej czekały pociągi z towarem, po stronie polskiej — magazyny i kontrahenci. Czas, w którym wagony stały w kolejce, przyniósł straty liczone w milionach złotych.
Odetchnąć, ale z niepokojem
Otwarta granica to z pewnością ulga. Lokomotywy znów ruszą, terminale w Małaszewiczach odetchną, a spedytorzy będą mogli odbudowywać zaufanie klientów. Jednak sytuacja pokazuje, jak kruche są fundamenty wschodnich korytarzy transportowych.
Polska kolej nie pierwszy raz znalazła się w roli zakładnika geopolityki. Różny rozstaw torów, czasochłonne przeładunki i niepewność polityczna sprawiają, że każdy kryzys uderza w branżę podwójnie.
Co dalej?
Otwarcie granicy nie rozwiązuje problemu. To raczej zawieszenie broni. Wystarczy kolejny sygnał o zagrożeniu, aby ruch znów został zatrzymany. Dla branży oznacza to konieczność szukania alternatywnych korytarzy i planów awaryjnych.
Na razie jednak przewoźnicy liczą, że jutro o świcie pierwsze pociągi towarowe znów przejadą przez Terespol, Kuźnicę i Siemianówkę. W branży słychać westchnienie ulgi, ale też pytanie: na jak długo starczy tego otwarcia?
